Aloha chłopcy i dziewczęta!
Karolinę trzeba poznać z dwóch powodów - po pierwsze uratowała komuś życie, po drugie jest projektantką najpiękniejszych plecaków na całym świecie. Co lepsze wykonywane są one ze skóry pochodzącej z garbarni znajdującej się niedaleko miasta Romea i Julii! Czy projekty Karoliny są romantyczne? Bez dwóch zdań - o wszystkie inne aspekty prowadzenia własnego biznesu zapytałam ją osobiście. Poznajcie markę moodBags!
Skończyłaś studia medyczne, skąd więc zamiłowanie do prac typowo kaletniczych? Uczyłaś się gdzieś tego, czy jesteś samoukiem?
Tak, to prawda. Ukończyłam studia medyczne i do dziś zastanawiam się, co mnie tam zaciągnęło. Miałam taki okres w życiu kiedy można było powiedzieć, że mam serce na dłoni. Chciałam ratować świat. Wyjechać na misję. Później dorosłam i wiele rzeczy mi się przewartościowało. Skończyłam studia, bo zawsze byłam bardzo poukładana. Jednak artystyczna dusza dała o sobie znać. Jestem samoukiem. Mój pierwszy zeszyt z projektami pochodzi chyba z 2001 czy 2002 roku. Znajdują się w nim projekty opakowań do kosmetyków czy sprzętu domowego. Z tamtych czasów mam również mnóstwo rysunków, szkiców oraz tomik wierszy. Uwielbiam poezję, nawet jeśli mocno zalatuje patosem. Projektowanie i kaletnictwo to sztuka, ale również rzemiosło. Myślę, że rzemiosła może nauczyć się każdy, natomiast sztukę trzeba mieć w sobie.
Skąd wziął się zatem sam pomysł produkowania akurat plecaków, nerek i torebek?
Pochodzę z miejscowości, gdzie garbarnia daje ludziom chleb. Większość mojej rodziny, a także przyjaciół z dzieciństwa para lub parało się obróbką skóry. Znam jej zapach, zupełnie inny niż ten ze sklepowych półek. Mnie skóra uzależnia. Kocham ten surowiec za piękno, trwałość i za to, że jest niesamowicie cenny (i nie mówię tego w kontekście pieniędzy). Pomysł na torebki przyszedł od rozmowy z moją przyjaciółką. Byłam wtedy dokładnie w połowie urlopu macierzyńskiego. Zastanawiałam się czy wrócić do pracy na etat. Przecież to takie bezpieczne. Przed urodzeniem syna pracowałam 7 dni w tygodniu. Od poniedziałku do piątku siedziałam w biurze zajmując się zamówieniami publicznymi szpitali. W weekendy wykładałam w szkole nauki o zdrowiu. Później patrzyłam na te małe oczka i zastanawiałam się co zrobić, by nie wrócić w wir mojego pracoholizmu. Mam cudowną przyjaciółkę, nie dość że niesamowicie lojalną to niesłychanie mądrą. Nie mówiła co mam robić, ale zadawała pytania - co kochasz, czego Ci brakuje, co Cię odpręża i w czym czujesz się mocna? Tak to wszystko się zaczęło. Od moich odpowiedzi.
Wiem, że nie pracujesz sama… Przedstawisz osoby, które Tworzą z Tobą moodBAGS?
Nie pracuje ze mną dużo osób. Tworzymy bardzo malutki team.
Ja - projektuję, tworzę rysunki, kupuję skóry, zajmuję się marketingiem, reklamą, zdjęciami. Pakuję i wysyłam paczki. Prowadzę też media społecznościowe i odpowiadam na wiadomości.
Sławek - mój mistrz kaletnictwa. Najbardziej w rzemiośle urzekają mnie siwe głowy - tyle stuków maszyny już słyszały, tyle skóry i materiałów trzymały w dłoniach, a mimo wszystko podchodzą do swej pracy z pasją. Bardzo to szanuję i to było bardzo niezwykłe uczucie dać pracę osobie, która o skórze wie wszystko i nawet jeśli mówię „Sławku, tego tak nie zszyjemy, bo się nie da” to on mi mówi „To patrz!”. Mistrz. Precyzyjny, dokładny - z artystycznym zmysłem. Nie byłoby mnie tu gdzie jestem, gdybym Go nie poznała. Wszystkiego się od niego uczę.
Tomek - jak to w takich małych biznesach bywa, wiele ról przypada bliskim osobom. Tomek to mój mąż. Spod jego ręki wychodzi większość zdjęć naszych produktów. Dba o stronę internetową. Czasem działa też jak koc gaśniczy, bo wiadomo jak to jest gdy się serce z rozumem zejdzie.
Karolina - to właśnie moja przyjaciółka, której pytania przyprowadziły mnie aż tutaj. Wcześniej również pracowała w zawodzie „o społecznej naturze”, a teraz zajmuje się fotografią i marketingiem dla jednej z wiodących marek samochodowych. Jest więc moją muzą jeśli chodzi o marketing w mediach społecznościowych, chociaż bardzo cenię ją za to, że mimo swojej ogromnej wiedzy, pozwala mi się uczyć i popełniać błędy.
To teraz kwestia samej nazwy Twojej firmy. Sama ją wymyśliłaś?
Nazwa firmy - jaki to jest zbieg historii! Jedna z moich koleżanek jeszcze z czasów gimnazjalnych prowadziła kiedyś bloga, na których przeprowadzała wywiady z ludźmi, którzy założyli własne firmy, z artystycznymi duszami itp. Był tam wywiad z dwoma kobietami, które opowiadały o tym, że szukając nazwy dla swojej firmy skupiły się na swojej ulubionej literze i na jej podstawie szukały nazwy. Pomyślałam wtedy, że jak kiedyś założę firmę to zrobię tak samo! Lata mijały, a ja cały czas o tym pamiętałam. Tym bardziej, że ich ulubioną literą było „m”! Ta litera jest taka Miła, zaczynają się od niej wielkie słowa - Miłość, Macierzyństwo i Miód (uwielbiam! 😂). Dokładnie pamiętam tę chwilę, kiedy nastąpił błysk. Od kilku dni chodziłam z tą literą „m” w głowie. I stoję przy wyspie w kuchni, kroję pomidora na śniadanie. moodBAGS. Napisałam do męża: „Mam.” Od razu pobiegłam do stołu w salonie. Rozłożyłam kartki i naszkicowałam pierwszy projekt. Był styczeń. Pół roku później ściągnęłam swoje pierwsze skóry z Włoch. Ten projekt powstał i towarzyszy już wielu kobietom.
Pamiętasz jaki był pierwszy produkt, który wyszedł pod Twoją marką?
Tym produktem była torebka w kształcie worka. Prosty fason? Na tym co proste najłatwiej się poślizgnąć. Głównym moim założeniem od samego początku był kolor i kwiaty. Miały tworzyć ze sobą takie kompozycje, aby w zależności od nastroju Kobiety, idealnie do niej przylgnąć. Dlatego powstały worki, plecaki, shoperki i kopertówki, a teraz doszły również nerki. Pierwsza torebka powstała z niebieskiego zamszu. Gdy założyłam ją na spacer, a ludzie zaczepiali mnie i pytali skąd mam takie cudo, to założenie firmy stało się już tylko kwestią czasu.
A kto był Twoim pierwszym klientem? Kojarzysz kto to był i co kupił?
O i teraz będzie historia, która jest niesamowita. W 2016 roku braliśmy z mężem udział w wypadku samochodowym. Chociaż „braliśmy” to nie do końca dobre słowo. Najechaliśmy na czołowe zderzenie dwóch aut. Udzielaliśmy pomocy poszkodowanym. Wśród nich była Ania i Michał - małżeństwo z Wrocławia. Dzięki studiom medycznym i odwadze uratowaliśmy im życie. Walczyliśmy o nie 2 godziny, najpierw sami, a później z zespołami ratownictwa medycznego. Ania z Michałem przeszli skomplikowane operacje, byli w śpiączkach. Gdy się wybudzili, nawiązaliśmy kontakt. Pierwszy raz spotkaliśmy się 7 miesięcy po wypadku...zaiskrzyło...do dziś jesteśmy przyjaciółmi! Gdy otworzyłam sklep internetowy o 10:00 to pierwsze zamówienie przyszło o 10:02...od Ani. Przyniosła mi szczęście! Kupiła szaro-różową shoperkę. Dziś w swojej kolekcji posiada także kopertówkę i dwa plecaki. Platynowa karta klienta właśnie się dla niej drukuje. 😀
Wracając do pracy zespołowej… kłócicie się czasem?
Haha, nigdy! Ze mną jest się bardzo łatwo pokłócić, bo mam taki włoski temperament. I lubię wino, więc wszystko się zgadza. 😊 Oczywiście jedyną osobą, z którą się kłócę jest mój mąż. Zazwyczaj chodzi o czas spędzony „w pracy”. Wiesz, to trochę jest tak - jak jesteś 8h w biurze to wszyscy wiedzą, że pracujesz i jest ok. Ale jeśli Twoja praca nie zna godzin, to zawsze będą o to mniejsze i większe spięcia. Teraz jest już ich mniej, bo potrafię okiełznać swój pracoholizm.
Jak udaje Ci się zarządzać firmą i ludźmi? Wszystkiego pilnujesz z planerem w ręku czy czasami zdajesz się na lekki chaos i los?
Usłyszałam kiedyś, że jestem człowiekiem grafiku. Nie mogłam się z tym pogodzić lata całe, bo przecież jak ja? Odważna, spontaniczna, interesująca się wszystkim co nas otacza. A jednak. W końcu dorosłam do tego, by się przyznać, że grafik to moje drugie imię. I wcale nie chodziło o plan dnia, tygodnia. A o życie. Chciałam mieć wszystko poukładane. Dobre studia, które na pewno dadzą pracę, znalezienie kochającego partnera, narzeczeństwo, dobra praca, ślub, własne mieszkanie, dzieci. I gdy już to wszystko spełniłam okazało się, że przecież bez grafiku też bym to osiągnęła, nawet jeśli w odwrotnej kolejności. Lubię mieć plan. Najlepiej A, B i jeszcze kilka innych liter, tak w razie “W”. Ale dziś bawię się tymi literami, bo jestem świadoma co daje mi szczęście, a co nie. Tak samo jest w pracy. Czasem na mnie narzekają - że robię coś chaotycznie.
Opowiesz mi jak wygląda Wasza pracownia?
Nasza pracownia. O rety! Ona ma chyba z 4 metry kwadratowe. Jest stół do krojenia skór i dwie maszyny kaletnicze. Półki wiszą wysoko, bo już nie ma na nic miejsca. Mimo takiego małego metrażu jest bardzo przytulnie. Do pracowni przynależy też inne pomieszczenie, dużo większe. Tam trzymane są skóry.
Na Twojej stronie przeczytałam, że wszystkie plecaki są wykonane z włoskiego zamszu. Jak wygląda ściąganie takiego materiału do Polski? Osobiście wyobrażam to sobie jako częste wizyty w tym pięknym kraju - możliwość dotknięcia, przetestowania i zobaczenia zamszu przed zakupem… Potwierdzisz moje wyobrażenia, czy wygląda to zupełnie inaczej?
Nie do końca tak jest. Na teren garbarni, z technicznych przyczyn, nie ma prawa wstępu. Widziałam dwa typy garbowania skóry - w naturalnych kadziach, na świeżym powietrzu (w takich garbarniach miałam przyjemność być i podglądać pracę garbarzy. Było to w Fezie, w Maroko) oraz w sposób mechaniczny. Skórę robi się w różnych kolorach, odcieniach, wzorach, tonacjach, rozmiarach, grubościach. Tak naprawdę, nie ma na świecie dwóch identycznych błamów skóry. Wszystko zależy od zwierzęcia, z którego pochodzi dana skóra. Ja kupuję skóry bydlęce. Te skóry pochodzą od zwierząt, z których pozyskuje się mięso do spożycia. Wielokrotnie powtarzam więc, że skóra jest bardzo drogocennym surowcem.
Kolor skóry można sobie zaprojektować. Wtedy garbarnia robi pół metra i przesyła do akceptacji. Każda garbarnia ma również stały wzornik, dzięki któremu można określić dany odcień koloru. Jeśli określę czego potrzebuję dostaję próbki, dzięki temu wszystko jest przeze mnie dokładnie wymacane i obejrzane. Następnie zamawiam kilkanaście metrów.
Ich dokładną miarę poznaję na sam koniec, ponieważ błamy są nierówne o różnym kształcie. Później następuje transport do Polski, skórę odbieram mniej więcej po tygodniu od złożenia zamówienia.
Chciałabym zamawiać skóry z polskich garbarni, ale one specjalizują się głównie w skórze licowej. Znalezienie pięknego grubego zamszu (1.2-1.4mm) było bardzo ciężkie i zajęło mi bardzo dużo czasu. Garbarnia we Włoszech, znajdująca się niedaleko miasta Romea i Julii to mój najlepszy wybór!
Czy możesz zdradzić zatem jeszcze jak wygląda proces powstawania Twoich produktów?
Każdy produkt wymaga dobrego projektu, rozkroju i uszycia. Jeśli któryś z tych elementów szwankuje, produkt nie będzie najwyższej jakości. To żadna tajemnica, że aby powstała jakakolwiek rzecz - sukienka, torebka, buty - potrzebny jest prototyp. Nie możemy sobie pozwolić na szycie bez niego, to byłaby ogromna strata tak drogocennego surowca. Dopiero po uszyciu prototypu widać czy klapka się zapina, czy też torebka nie jest zbytnio pomarszczona. Taki prototyp przygotowujemy z ekoskóry. Z każdego modelu szyjemy następnie torebkę dla mnie. Noszę ją, testuję, sprawdzam ile jestem w stanie w nią zapakować. Cały proces jest długotrwały. Torebka uszyta dla Klientki również przechodzi swój proces - jest dokładnie czesana, trzykrotnie impregnowana a następnie pakowana z należytą starannością.
Pracujesz w ciszy, czy lubisz kiedy wokół Ciebie wiele się dzieje?
I tak, i tak. Nie mam jednego charakterystycznego modelu pracy. Pomysły wpadają do mnie w najmniej oczekiwanej chwili - w knajpie, w kinie, na spacerze czy na placu zabaw. Czasem przychodzą rankiem, ale większość projektów powstaje wieczorem bądź nocą. Jeśli chodzi o szycie - nieraz zdarzało się, że torebki szyte były nocą, by zdążyć z dostawą.
Kto Cię inspiruje? Masz jakiś ulubionych artystów, projektantów? Śledzisz trendy i przekuwasz je w swoje projekty?
Inspiruje mnie bardzo dużo osób. Wybieram z nich to, co dobre i to, z czym się utożsamiam. Myślę, że zawsze warto się inspirować ludźmi, którzy wiedzą dokąd zmierzają i mają ogromną świadomość swojej siły. Nie można jednak w tym wszystkim zatracić siebie. Nigdy nie chciałabym się stać czyjąś kopią i nie chciałabym, aby ktoś stał się moją. To bardzo niebezpieczne. Lubię słuchać mądrych ludzi i z nich czerpać największe inspiracje. Chciałabym bowiem, aby mój produkt nie był jedynie ładnie stworzony. Chciałabym, aby był mądrze stworzony.
Czy damska część Waszej ekipy nosi produkty, które wyszły spod Waszych rąk?
Tak! Męska część również! Poza tym chciałabym ogromnie podziękować wszystkim moim znajomym i przyjaciołom, którzy obkupili się w moje produkty. To dla mnie bardzo wiele znaczy!
Firma to także klienci. Jaki jest oddźwięk projektów wprowadzanych do sprzedaży? Które sprzedają się najlepiej?
Totalnym bestsellerem jest plecak! Pobija wszelkie rekordy popularności. Szyjemy go w wielu kolorach, również na zamówienia indywidualne czy w wersjach limitowanych. Jeszcze przed otwarciem sklepu internetowego ściągnęłam do Polski zamsz w kolorze pudrowego różu oraz cardinal. Bardzo się bałam tych kolorów, bo są dość nietypowe jak na skórzane plecaki i torebki. To był jednak strzał w 10.
Trudno jest zdobyć nowych klientów? Kto głównie decyduje się na zakupy w Twoim sklepie?
Uwielbiam rozmawiać z ludźmi, uwielbiam jak do mnie piszą, jak mogę pomóc stworzyć coś indywidualnego lub doradzić w wyborze modelu bądź koloru. Jestem przeszczęśliwa, że coraz więcej osób bardzo szanuje i ceni produkty szyte w Polsce, z godziwą wypłatą i ludzkim traktowaniem. Klienci, którzy kupują nasze produkty widzą mnie na co dzień. Jestem na większości zdjęć. Jestem twarzą dla swoich produktów. Jestem pewna, że to przyciąga miłośników pięknych, precyzyjnie robionych plecaków i torebek, powstałych z kreatywności i odwagi.
Prowadzenie firmy jest zapewne ekscytujące, czy są jednak elementy, których w swojej pracy nie lubisz?
Haha, nie lubię 10 dnia każdego miesiąca, kiedy to muszę zebrać wszelkie dokumenty i przekazać je pani Księgowej. Drukowanie raportu, gromadzenie i drukowanie faktur, opłaty. Jak już to wszystko zrobię i przekażę do biura księgowego to odczuwam ogromną ulgę, do następnego miesiąca. Cała reszta jest cudowna! Sesje zdjęciowe, kontakt z cudownymi Klientami, grafika, projekty, szycie i ten moment, w którym biorę do ręki gotowy produkt i on tak NIEZWYKLE pachnie!
Czego więc nauczyło Cię prowadzenie własnej marki?
Sukcesu. Nauczyłam się odnoszenia sukcesu. To nie jest łatwe. Na sukces trzeba być przygotowanym, trzeba wiedzieć, że sobie z nim poradzimy. Ludziom wygodnie jest, gdy jest stabilnie. Natomiast porażka i sukces to dwa stany, gdzie brak jest miejsca na stabilizację. W porażce odbijasz się od dna, w sukcesie trzymasz się szczytu. Nie marzę o tym, by mieć stabilną firmę, bo to droga donikąd. Wiele przez ten rok osiągnęłam. Kiedyś powiedziałam sobie, że miarą mojego sukcesu będzie moment, gdy nie nadążymy szyć. Ten moment przyszedł w kwietniu tego roku, miesiąc po moim pierwszym pokazie mody. Nauczyłam się, że marka to JA. Polegam na sobie i osobach, które tworzą ją ze mną. Jeśli kreatywnie i sukcesywnie pracuję - rozwijam się i odnoszę sukcesy.
A gdyby nie moodBAGS, co chciałabyś robić w życiu?
Jestem człowiekiem, który w każdej pracy widzi sens. Mogłabym napisać, że chciałabym być prawnikiem, czy posiadać własny hotel na Bali. Nie wiem tego. Z krzesła, na którym siedzę różne prace wyglądają bajecznie. Jednak jak zapewne wszyscy wiemy, nie wszystko jest dla wszystkich. Mam kreatywną duszę, popełniam mnóstwo błędów, ale nie mogłabym żyć bez tworzenia. To daje mi największą satysfakcję. Oprócz moodBAGSa jestem wykładowczynią - tutaj też tworzę. Zaszczepiam wiedzę w kreatywny sposób. Nie chcę znać definicji, chce znać Twoje zdanie. To jest o wiele cenniejsze, bo ma wpływ na Ciebie, na ludzi wokół.
Chcesz rozwijać swoją ofertę o nowe produkty? Czego można Wam życzyć na kolejne lata pracy?
Właśnie jesteśmy na etapie projektowania i szycia prototypów nowych modeli. Będą to głównie wersje limitowane, bo chciałabym aby moodBAGS kojarzył się z kolorem i odwagą. Nasza stała zamszowa kolekcja jest cudowna i na nic bym jej nie zamieniła. To efekt mojej ogromnej pracy, a poza tym zamsz jest tak nietypowym i uroczym surowcem, że ciężko porównać go z czymkolwiek innym. Teraz na cel obrałam sobie również odczarowanie skóry licowej fakturowanej, malowanej, z włosiem. Chciałabym Wam pokazać, że cudownie jest nosić torby, które są trwałe, ponadczasowe, a jednocześnie bardzo kobiece, odważne i kolorowe. Ich premiera będzie miała miejsce na pokazie mody, który odbędzie się w listopadzie. A jeśli chodzi o przyszłe lata - no cóż - skromnie odpowiem, że światła reflektorów, modowe czasopisma i telewizja. Ponadto wszystko chciałabym jednego - aby ludzie pokochali naturalną skórę, za trwałość, za uniwersalność i świadomy wybór. Chciałabym być częścią nurtu, gdzie produkujemy i kupujemy mniej, ale lepiej.
6 Comments
Wow, piękne kolory tych plecaków. Fuksja to zdecydowanie mój kolor :) Choć przyznam, że trudno byłoby mi się zdecydować.
OdpowiedzUsuńPiękne są te torebki i plecaki a kolory aż krzyczą , przeważnie w sklepach są czarne , beżowe i brązowe , a tu takie soczyste żywe kolory 😍 Uwielbiam te Twoje wywiady , zupełnie inaczej patrzy sie na produkt, on zyskuje jakby czastke twórcy 😄
OdpowiedzUsuńCiekawa osobowość i ciekawe projekty :)
OdpowiedzUsuńBrawo Karolina gratulujemy i życzymy sukcesów w pracy,BiT Pograniczni,
OdpowiedzUsuńOH HONEY, YOU'RE SIMPLY A GODDESS GOING NO SOCKS KEDS WITH DRESSES, SKIRTS AND EVERYTHING, SO CUTE AND FEMININE, EXPLODING IN STYLE FOR SURE, I LOVE IT SO MUCH, I CAN'T HANDLE, TOO MUCH INSPIRATION COMING, I'M OVERFLOWING WITH, OMGGGGG, I AM GOOONNAAAA EXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXPLOOOOOOODEEEEEEEEEEE COMPLETELY!!!!!!!!!!!!!!! YOU ROCK!!!!!
OdpowiedzUsuńWow te torebki wyglądają bosko, zwłaszcza ta liliowa.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że tu jesteś! Będzie mi miło jeśli zostawisz po sobie ślad!
--------------------------------------------------------------------------------------------
⚠️KOMENTARZE ZAWIERAJĄCE LINKI, ADRESY BLOGA LUB REKLAMY NIE BĘDĄ AKCEPTOWANE!⚠️