Aloha chłopcy i dziewczęta!
Nawet jeśli nigdy nie oglądaliście — z pewnością znacie ekipę z serial Friends. Rachel, Ross, Phoebe, Monica, Chandler i Joey — każde z nich inne, każde ze swoimi upodobaniami, swoimi fobiami i przyzwyczajeniami. Zupełnie różni, a stanowiący jedność — na której można polegać i której można ufać. A teraz wyobraźcie sobie dwa razy tyle ludzi. Ludzi spragnionych przygody, wakacyjnego słońca i cudownych przeżyć. Tak — dziś wreszcie opowiem Wam, jak razem z 11-stką przyjaciół zorganizowaliśmy wakacyjny wyjazd. Na własną rękę. Bez biura podróży. Usiądźcie wygodnie, bo nie będzie to krótka opowieść.
Gdzie pojechać na wakacje?
Ponieważ historie należy opowiadać od początku, to właśnie tutaj rozpocząć trzeba całą opowieść. Zanim dotarliśmy do docelowego kraju oraz miejsca, “spędziliśmy” wakacje niemal w całej Europie. Jako pierwszy cel obraliśmy Lizbonę — nie był to przypadkowy strzał. Jak wiecie, rok temu zwiedziłam Porto i byłam wręcz zakochana w kulturze i klimacie tego miejsca. Moi przyjaciele również chcieli więc ulec magii Portugalii — Lizbona miała jednak jeden wielki minus — nie leżała nad morzem. Zorganizowanie noclegu z dojazdem do Lizbony, ewentualne transfery z lotniska i spore ceny biletów wybiły więc nam szybko ten pomysł z głowy. Sytuacja ta doprowadziła do prawdziwej burzy mózgów. Był pomysł z Bułgarią, rozpatrywaliśmy kandydaturę Grecji. Pojawiły się głosy na Rimini, Maltę i Burgas. Przez chwilę byliśmy nastawieni na Barcelonę, a zaraz potem wpadliśmy na pomysł wylotu do Nerji — małego, urokliwego hiszpańskiego miasteczka i szczerze mówiąc, byłby to cel naszej podróży, gdyby nie nocleg i drogi dojazd z lotniska. Brak ciekawych apartamentów, w których moglibyśmy zamieszkać wszyscy razem, sprawił, że ostatecznie padło na Malagę. Miasto, do którego mielibyśmy dolecieć podróżując do Nerji. Bilety zostały kupione. Pozostało wybrać nocleg.
Jak znaleźć tanie loty?
Jak mogliście się przekonać, nie mieliśmy złotego patentu na kupowanie tanich biletów. Nie zależało nam szczególnie na miejscu docelowym. Grunt, że razem i w dostępnej dla wszystkich cenie. Należy jednak pamiętać, że na ceny biletów lotniczych wpływa przede wszystkim data wylotu — najtaniej znaleźć można coś w środku tygodnia i o dziwo, eliminując wszystkie terminy, które nie pasowały poszczególnym osobom — wyłoniliśmy nasz termin wyjazdu. Środek lipca to dni, które postanowiliśmy obwołać mianem naszych wakacji. Ustalenie terminu pozwoliło na załatwienie urlopów w pracy. Był to też okres poza sesją na uczelni, co spowodowało, że co niektórzy z nas uniknęli niepotrzebnych zgrzytów z profesorami. Przy pomocy wyszukiwarek tanich lotów sprawdziliśmy więc, jak rozkładają się ceny na poszczególne loty w wybranych przez nas dniach, aby nieco zmniejszyć cenę biletów, postanowiliśmy też wylecieć i przylecieć na zupełnie inne lotniska. Tak więc nasze wakacje rozpoczęły się w środę wylotem z Katowic, a podróż zakończyliśmy przylotem do Wrocławia. Zdecydowaliśmy się również lecieć w obie strony różnymi przewoźnikami. Do Malagi był to WizzAir, a do Polski — Ryanair. Podczas kupowania biletów dla dużych grup, warto również wziąć pod uwagę fakt, że im więcej osób sprawdza w danej chwili ceny lotu do danego miejsca, tym ceny skaczą wyżej. Najlepiej więc podczas kupowania biletów spotkać się całym gronem w jednym miejscu i wyszukiwać loty tylko z jednego urządzenia. Im mniejsze zainteresowanie, tym niższe ceny. Nasze bilety do Malagi w większości zostały kupione bez dodatkowych opłat. Tylko ja i Bartek kupiliśmy sobie gwarancję miejsc obok siebie i wcześniejsze wejście. Szczerze nie miało to jednak większego sensu — na pokładzie łatwo można było się wymienić miejscami z innymi, a wcześniejsze wejście na pokład różniło się kilkoma minutami. Zadbaliśmy zatem jedynie o bagaże, o których opowiem później. W drodze powrotnej pozwoliliśmy na wylosowanie naszych miejsc systemowi. Nim jednak samolot oderwał się od ziemi, cała nasza 12stka siedziała niemalże całą grupą w przednich rzędach. Nie warto było przepłacać. Do Malagi bilety znaleźliśmy za 175 zł + bagaż. Powrotne kosztowały ok. 300zł.
Malaga — gdzie zamieszkać?
Szczerze muszę przyznać, że po zakupieniu biletów na chwilę wszyscy zapomnieli o organizacji wyjazdu. W połowie kwietnia znów spotkaliśmy się jednak aby omówić plan — tym razem związany z wyborem noclegu. Znalezienie jednego miejsca dla 12 osób nie jest łatwe, dlatego też początkowo myśleliśmy o rozbiciu się na dwie podgrupy. Plan ten jednak bardzo szybko umarł — nikt nikogo nie chciał opuszczać, a poza tym najlepsza zabawa jest, kiedy wszyscy są razem. Poszukiwania rozpoczęliśmy na Bookingu — tam jednak wszelkie hostele, hotele i apartamenty osiągały zawrotne ceny. Z pomocą przyszedł nam więc wynajem noclegu przez Airbnb. Tam znaleźliśmy kilka miejsc w centrum oraz jeden — nasz wybór — podwójny apartament przecznicę od plaży. Nocleg umiejscowiony był w dwupiętrowym domu w dzielnicy El Palo, a dokładniej na ulicy Juan Sebastian Elcano. Do plaży mieliśmy więc ok. 7 minut pieszo, niedaleko znajdowały się duże supermarkety oraz nadmorska uliczka pełna restauracji serwujących pyszne jedzenie. Od miejscowych Polaków dowiedzieliśmy się, że dzielnica ta nie jest wcale wyśmienitą lokalizację i dla Hiszpanów jest czymś w stylu naszej Pragi Północ w Warszawie. My byliśmy jednak zszokowani tym stwierdzeniem — dzielnica była spokojna, piękna i miała wszystko, czego potrzeba do wakacyjnego wypoczynku! No ale pojechaliśmy tam z Łodzi… haha!
Jak spakować się na wakacje w 12 osób.
A teraz wyobraźcie sobie ponad 12 osób objuczonych bagażami. Walizki, walizeczki, bagaże podręczne i plecaki. Do tego poduszki, żeby wygodniej spało się w samolocie. Musieliśmy wyglądać bardzo fajnie. Aby nie wydać fortuny, każdy z nas miał bagaż podręczny, poza tym na całą 12-stkę dokupione były 4 walizki (z czego jedna należała oczywiście osobno do mnie i mojego Bartka — takie już życie blogerki, haha). To fajny pomysł, jeśli wszystkie osoby wyruszają z jednego punktu. W naszym przypadku jak wspomniałam wyżej, była to Łódź. To tutaj wszyscy się poznaliśmy i tu mieszkamy na co dzień. Nie mieliśmy więc żadnego problemu, aby spotkać się wieczór wcześniej i spakować wszystkie rzeczy. Takie dokupione walizki przydają się także, jeśli chcemy przywieźć z Hiszpanii alkohol. Ja nie wyobrażałam sobie powrotu bez słodkiej Malagi, dlatego już w Polsce zapakowałam do walizki trochę folii bąbelkowej. Przezorny ubezpieczony — wszystkie butelki dotarły całe i zdrowe, a było kilka sytuacji, w których mogłabym pożegnać się z tym pysznym trunkiem! O tym jednak opowiem Wam w innym wpisie. Bardzo przydatna przy pakowaniu jest również mała waga. Ja za moją dałam kilkanaście złotych, a dzięki niej bez problemu wszyscy zważyli swoje bagaże i uniknęli niemiłego zaskoczenia przy odprawie na lotnisku.
Rozpoczynamy podróż w nieznane.
Nasz lot do Malagi jak wspomniałam wcześniej, rozpoczynał się ok. 16:30 na lotnisku w Katowicach i trwał ok 4h. Niestety podróżowanie po Polsce nie jest takie fajne. Dotarcie z Łodzi do Katowic trwało znacznie dłużej i składało się z aż 4 etapów. Z tego, co pamiętam, musieliśmy wyruszyć już o 7:00, aby zdążyć. Każde z nas swoją przygodę rozpoczęło w miejskim autobusie (taksówce lub Uberze) w kierunku Dworzec Łódź Widzew. Stamtąd wszyscy pojechaliśmy pociągiem do Częstochowy, gdzie mieliśmy przesiadkę na regionalny pociąg do Katowic. Aby dostać się z Katowic na lotnisko, zdecydowaliśmy się wynająć bus z firmy zajmującej się dowozem. Nie jest to kosztowne, a można umówić się na dowolną godzinę. Dodatkowo nie mieliśmy problemu z przewozem wielu bagaży i na miejsce dotarliśmy bardzo szybko i wygodnie co liczyło się szczególnie w momencie, kiedy w Katowicach rozpadał się deszcz. Inną opcją jest dojazd autobusem miejskim lub podobnymi busami bez rezerwacji. My baliśmy się jednak, że może zabraknąć miejsca dla tak licznej grupy i woleliśmy się ubezpieczyć
Jesteśmy — i co dalej? - Transfer z lotniska Malaga.
Jak wspomniałam lot trwał ok 4h. Po wyjściu z samolotu przywitał nas upał, palmy i zachodzące słońce. “Idealne miejsce na wakacje” - pomyślałam, rozglądając się po płycie lotniska. Zdecydowanie porównując z Portugalią i Chorwacją — Malaga od pierwszego wejrzenia zrobiła na nas świetne wrażenie. Przylot nie był jednak ostatnim etapem naszej podróży. Dotarcie do centrum z lotniska możliwe jest dwoma sposobami. Pierwszy z nich to kolejka, która dojeżdża do centrum, drugi to wynajem taksówki. Dla nas pierwszy sposób wiązałby się z przesiadką na miejski autobus w centrum, zdecydowaliśmy się więc na wynajem taksówek. Do wyboru mamy zwykłe 3-4-osobowe lub duże mieszczące do 8 osób. Aby zdobyć miejsce w taksówce, należy ustawić się w wytyczonej kolejce przed głównym wyjściem z lotniska i poinformować osobę zajmującą się przywoływaniem taksówek o ilości podróżujących osób. Nasza grupa podzieliła się na pół — obie taksówki jechały tą samą drogą, ale rachunki różniły się od siebie i jeden z nich był większy o 50% od drugiego. Najprawdopodobniej było to spowodowane tym, że jedna taksówka od początku liczyła taryfę nocną od 22:00, a druga dopiero faktycznie od momentu przekroczenia tej godziny. Rachunek nie wyszedł jednak całościowo bardzo wysoki. Uber kosztowałby o wiele drożej, a tańsza opcja kolejki wydłużyłaby podróż pewnie o ponad godzinę.
Malaga — atrakcje.
W tym momencie przemilczymy całe dwa tygodnie naszego pobytu. Dziś poznacie wstęp i krótkie zakończenie naszej wyprawy. Co zobaczyć w Maladze — to temat na osobny wpis, który pojawi się na blogu za jakiś czas. Już teraz mogę Wam jedynie zdradzić, że nie korzystaliśmy z atrakcji muzeów, galerii itp. miejsc. Postawiliśmy na zwiedzanie miasta, a także okolicy. Już niedługo opiszę Wam jak zorganizować wyprawę na Gibraltar i dlaczego o mało co nie wyzionęłam tam ducha. Opowiem Wam, jak reagują na ludzi jedyne małpy w Europie, gdzie zrobić piękne zdjęcia na Instagram i gdzie warto zjeść. Opiszę także plaże, urokliwe zakątki Malagi i piękne miasteczko Nerja — do którego chcieliśmy się wybrać początkowo na całe wakacje. Wyczekujcie zatem wpisów!
Wracamy — nocleg na lotnisku w Maladze.
Razem z moimi przyjaciółmi lubimy znaleźć się w centrum wydarzeń i przyciągamy do siebie dziwne historie. Oczywiście opowieści z pobytu w Maladze mogłyby zostać wydane w tomiku okutym skórzaną okładką ze złotym zapięciem - tę część wyjazdu zostawimy jednak dla siebie. Wam opowiem jednak o ostatnim noclegu w Hiszpanii, który sobie zafundowaliśmy, a mianowicie — postanowiliśmy ostatnią noc spędzić na lotnisku. Nie ukrywamy, że był to zabieg celowy pozwalający nam zaoszczędzić pieniądze. Wybór ten ułatwił też co nieco nasze dotarcie na lotnisko. Lot do Polski mieliśmy bowiem o 6:30 - bez sensu byłoby więc opłacanie noclegu, wyjazd z apartamentów o północy i dodatkowe opłaty za wymeldowanie o tak dziwnej godzinie. Ostatni dzień spędziliśmy zatem w Maladze, po południu odebraliśmy bagaże z naszego miejsca zameldowania- i autobusem, a potem kolejką udaliśmy się na lotnisko. Początkowo sprzyjał nam fart — znaleźliśmy świetne miejsce z placem zabaw, materacami i ławkami, gdzie spokojnie moglibyśmy przespać się do rana. Niestety obsługa lotniska zamyka to miejsce o 22:00 i zostaliśmy wyproszeni na główną halę. Tam nie było już tak wesoło. Spać można było tylko na podłodze — zimnej podłodze, gdzie wszystko aż bolało po godzinie leżenia. Siedzenia to ławki z podłokietnikami na każdym miejscu — niezbyt wygodne i nienadające się do leżenia. I jakoś dałoby się to wytrzymać, gdyby nie fakt, że… Po lotnisku kręcili się dziwni ludzie. Bezdomni, czy osoby szukające rzeczy w śmietnikach to nic przy kobiecie, która krążyła po lotnisku z plastikową lalką pod połami kurtki. Gdyby tego wszystkiego było mało, ona do niej rozmawiała, karmiła ją i tuliła jak dziecko. Nie chcielibyście spotkać jej w pustej łazience na lotnisku sam na sam! Szczerze? Patrzyliśmy, kiedy zacznie nas atakować lub wyciągnie spod kurtki siekierę. Ta kobieta byłaby idealnym motywem do rozpoczęcia nie najgorszego krwawego horroru i stanowi świetny przykład na to, dlaczego nie warto spać na lotnisku, haha. My jednak nie mieliśmy wyjścia - przemęczyliśmy się, dotarliśmy do odprawy, wsiedliśmy na pokład i tutaj znów urwę swoją opowieść, bo mam pomysł na świetny nagłówek kolejnego wpisu. Wybaczcie, ale dla dobrego klikalnego nagłówka jestem nawet w stanie rozbić tę opowieść na kilka części! :)
Jeśli czytają to osoby, z którymi spędziłam w Maladze te fantastyczne 2 tygodnie - to musicie wiedzieć, że bardzo Wam dziękuję! Bez Was to nie byłoby to samo! <3
A Wy podróżujecie w dużych grupach?
52 Comments
To musiały być cudowne wakacje ,ale i ekipa zgrana inaczej chyba by to nie wyszło 😊 No i teraz jest z kim wspominać wyjazd 😄
OdpowiedzUsuńOjjj każde spotkanie to nawiązania do wakacji :)
Usuńdla mnie to przechodzi wszelkie wyobrażenia, tym bardziej więc gratuluję przedsięwzięcia i sukcesu. Ja chwilowo jeżdżę albo solo albo z narzeczonym więc dużo prościej
OdpowiedzUsuńJa do tej pory też wszędzie jeździłam z narzeczonym, max z inną parą. 12 osób było na początku przerażające, ale jak widać - udało się!
UsuńJa przeczytałam i mega sie cieszę, że to opisalas, ponieważ zrobilas to lepiej niż gdybym pisała pamiętnik. Mimo tego, że przeżyłam niemal te same chwile co Ty - to nie moge doczekać się kolejnego wpisu! Hahahaha ❤
OdpowiedzUsuńDziewczyno w dżindowej sukience - jeszcze Cię ta opowieść zaskoczy, haha! :D
Usuńnieźle! po pierwsze dlatego, że w tyle osób zawsze trudno się zebrać, a po drugie, że udało się znaleźć w miarę tanie bilety w konkretnym terminie ;) też byłam w Maladze, ale akurat sama, w listopadzie - było świetnie! idealna ucieczka od zimy.
OdpowiedzUsuńSzacun za organizację wakacji w takim gronie. U mnie najwięcej osób to było 6, spotkaliśmy się w Nepalu, bo mieszkamy w różnych miejscach na obu półkulach. Udało się jednak spotkać, przeszliśmy w tym roku w swoim gronie tygodniowy szlak przy Mount Everest i było super. Jednakże, wypadu w więcej niż 6 osób nie planuję :)
OdpowiedzUsuńale super sprawa! piękne zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńWow takie ceny za bilety to ja lubię, i jeszcze taką dużą paczką wyjazd to super sprawa
OdpowiedzUsuńMalagę wdziałam tylko na zdjęciach, ale pewnie kiedyś nadrobię :) A udanej organizacji wakacji na 12 osób gratuluję. To nie lada wyczyn, że wszystkim w tym samym terminie pasowało :P
OdpowiedzUsuńJesli paczka jest zgrana i wyznaje podobna filozofie zwiedzania, to moga byc najlepsze wakacje w zyciu :)
OdpowiedzUsuńByłam już kilka razy w Andaluzji, w tym także w Maladze i stwierdzam, że jest to jedno z moich ulubionych miejsc. Zdecydowanie polecam, w szególności malutkie knajpki gdzie serwują bacalao, paelle i przepyszne krewetki :)
OdpowiedzUsuńZorganizowanie wyjazdu dla tak dużej grupy jest mega wyzwaniem, ale z drugiej strony ludzie muszą być dobrze zgrani żeby wszystkim wszystko pasowało ;) Nie często można spotkać taką zgodność ;) Fajny wpis, ładne zdjęcia. Czekam na relację ze zwiedzania! :)
OdpowiedzUsuńTo na pewno były świetne wakacje 😊
OdpowiedzUsuńMoj maz kiedy mieszkal w Madrycie bardzo czesto jezdzil do Malagi, piekne miejsce a zorganizowanie tak licznego wyjazdu to niezle wyzwanie. Ja mam czasem problem z wyjazdem w dwojke hihihi ;)
OdpowiedzUsuńWakacje musiały być swietne! Ja w takich grupach nigdy nie podrozowałam :)
OdpowiedzUsuńWow.. ale musiało być super! :D będę czekać na kolejne części tej opowieści zwłaszcza, że świetnie się Ciebie czyta ;)
OdpowiedzUsuńFantastycznie się czytało! Z niecierpliwością czekam na dalsze wpisy :)
OdpowiedzUsuńAż w tak dużej grupie nigdy nie podróżowałam (poza wycieczkami szkolnymi haha), ale takich do 8 osób już tak i to zawsze jest świetna przygoda. Oczywiście, gdy już się uda dopasować termin i przyklepać wszystkie szczegóły organizacyjne, by każdemu odpowiadało :) Będę czekać na kolejne wpisy z tej wyprawy!
OdpowiedzUsuńRewelacyjne zdjęcia! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!:)
To musiał być naprawdę świetny wyjazd! ;)
OdpowiedzUsuńW tyle osób, to musi być mega frajda :) zawsze raźniej i aż 12 głów pełnych pomysłów więc na pewno się nie nudziliście :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na mój blog parentingowy
Marzą mi się wakacje za granicą.. a taki wyjazd w tyle osób to coś do pozazdroszczenia, na pewno jest wesoło i pełno wrażeń. Nie ma czasu na nudę i brak towarzystwa :D
OdpowiedzUsuńWow! jestem pod wrażeniem tej ekipy na wyjazd! ja zawsze tylko z moją rodzinką wyjeżdżam
OdpowiedzUsuńSuper, zazdroszczę Wam takiego wypadu z grupą znajomych. Wiem, że czasami ciężko jest zorganizować taki wyjazd, bo im więcej osób tym trudniej wszystko zgrać.
OdpowiedzUsuńNo to nie alda wyzwanie i cieszę się, zę się udało!
OdpowiedzUsuńWakacje super udane w dobrym towarzystwie to marzenie.Ach jak zazdroszczę takiego wyjazdu,czasu brak
OdpowiedzUsuńNajwiększy wyjazd jaki organizowałam to na 8 osób licząc ze mną, ale też dobrze wyszło choć na moje szczęście obyło się bez latania samolotem, bo to jest coś czego nie ogarniam ;) Piękne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńTo nie lada wyzwanie!
OdpowiedzUsuńTakie grupowe wakacje są najlepsze! :) Musimy i my kiedyś takie zorganizować!
OdpowiedzUsuńBardzo fajny wpis!
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie w wolnej chwili,
Miłego dnia, xx Bambi
Wow, jestem pod wrażeniem (i trochę zazdroszczę!), że udało Wam się zebrać tyle ludzi! To zawsze problem, bo każdy ma swoje zobowiązania, inne preferencje... Super, że wszystko Wam się udało :)
OdpowiedzUsuńcudownie, naprawdę niezapomniane wakacje! :)
OdpowiedzUsuńWow, podziwiam za taką organizację! I za zgranie grupy, bo jak to mówią, gdzie dwóch Polaków tam trzy zdania ;) My nawet w naszej 3-osobowej rodzinie mieliśmy czasami problemy, żeby dogadać się, co danego dnia jemy na obiad ;)
OdpowiedzUsuńSuper opis dzięki któremu potwierdzasz że pozytywne zakręcenie i otaczanie się odpowiednimi ludźmi jest gwarancją sukcesu i cudownej zabawy podczas wyjazdu :D.
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie duże eskapady ;)
OdpowiedzUsuńŚwietne wakacje :)
OdpowiedzUsuńŚwietny pomysł, a zdjęcia super ;)
OdpowiedzUsuńNieźle, 12 osób to sporo... Duże wyzwanie, ale daliście radę!
OdpowiedzUsuńNigdy nie podróżowaliśmy w takiej dużej grupie. Nawet kiedy podróżowałam smodzielnie to trudno było mi się zgrać ze znajomymi na wspólny termin wyjazdu. Teraz podróżujemy dużo w ciągu roku i aktywnie dużo zwiedzamy. Nie wyobrażam sobie, że znajomi nadążyliby za naszym tempem :) Jednak mamy już wyrobiony styl podróżowania, a każdy lubi inne miejsca i inne atrakcje. Fajnie, że wam się udało wszystko zorganizować bo w takiej dużej grupie nie jest to łatwe :)
OdpowiedzUsuńGeneralnie nie przepadam za jedzeniem w grupie. Parę razy byłam na wyjeździe w większym gronie i wiem, że to nie dla mnie. Ale chylę czoła, że udało Wam się zorganizować wyjazd dla tyłu osób.
OdpowiedzUsuń12 osób? Wow! Super wakacje taką ekipą :)
OdpowiedzUsuńWow, to były rewelacyjne wakacje!
OdpowiedzUsuńSuper wyzwanie ;) możecie być dumni!
OdpowiedzUsuńOżyły miłe wspomnienia z czasów studenckich, kiedy nie mając pieniędzy na bilet lotniczy, pojechałam z chłopakiem (dziś mężem) do Malagi i z powrotem na stopa :)
OdpowiedzUsuńCo to były za czasy :)
Pozdrawiam!
Byłam w Maladze w zeszłym roku - super miasto! Polecam wypożyczyć samochód jeśli jedzie się po sezonie. Ja byłam w listopadzie i było bardzo tanio :)
OdpowiedzUsuńChciałabym mieć taką zgraną ekipę, która lubi podróżować i ma czas, żeby pojechać w ciekawe miejsca. Ja planuje zabrać w przyszłym roku trójkę znajomych do Chorwacji i zwiedzić kilka miast po drodze, ale najbardziej zależy mi na Dubrowniku. Mam nadzieję, że plan wypali i będzie świetna zabawa.
OdpowiedzUsuńUwielbiam wyjazdy dużą ekipą, a kierunek wybrany super ! :)
OdpowiedzUsuńMusicie być naprawdę zgraną ekipą, żeby jechać w 12 osób. Ja zawsze podróżuję tylko z żoną i dziećmi. Jak nie było dzieci to jeździliśmy we dwoje. Teraz to pewnie też kwestia priorytetów. Na co dzień pracujemy, często w dzień się mijamy i podróż traktujemy jako czas dla rodziny.
OdpowiedzUsuńSuper artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńŚwietnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że tu jesteś! Będzie mi miło jeśli zostawisz po sobie ślad!
--------------------------------------------------------------------------------------------
⚠️KOMENTARZE ZAWIERAJĄCE LINKI, ADRESY BLOGA LUB REKLAMY NIE BĘDĄ AKCEPTOWANE!⚠️